piątek, 9 stycznia 2015

Rozdział VII: Nargle i listy z Rumunii




Droga Catherine,
Udało mi się wygospodarować chwilę, by do Ciebie napisać, ale tylko dzięki temu, że jestem trochę kontuzjowany i uziemiony w szpitalu. Ale dzięki mnie odkryto nowe zdolności smoków. (Żmij – czyli Draco serpentalis potrafi ziać ogniem, wydzielając przy tym jakiś dziwny gaz, który tak poparzył mi skórę, że po trzech tygodniach leczenia, wciąż ledwo trzymam pióro). W końcu… Czego się nie robi dla nauki?
Mam nadzieję, że Cię nie wystraszyłem i nie zniechęciłem do pracy w naszym smoczym obozie. Jest super, jeśli się uważa i nosi rękawice ochronne, czego ja właśnie nie zrobiłem. Nie wszystkie smoki są niebezpieczne. Moja przyjaciółka, Svietlana, właśnie niańczy smoka karłowatego (Draco parvulus).
Rada Nadzorcza już wyraziła zgodę na twoją pracę u nas. Zaczniesz w listopadzie przyszłego roku. Postaraj się na owutemach z ONMS. Oprócz tego musisz zdać eliksiry, OPCM, zaklęcia i transmutację. Dobrze by było zdać też zielarstwo, zaplusujesz. Dużo tego (chyba wszystko, czego uczą w Hogwarcie), ale dasz radę. Przecież nie bez powodu jesteś w Ravenclawie, prawda?
Mam nadzieję, że moi bracia nie będą Cię za bardzo odciągać od nauki swoimi wygłupami. Postaram się przyjechać do Anglii na święta. Tymczasem, jeśli tylko będziesz chciała pogadać – pisz śmiało.
Pozdrawiam,
Charlie Weasley



Niedzielny poranek jest leniwy. O siódmej jeszcze wszyscy śpią. Tylko ja już wstałam. Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Co robisz? – pytam, stojąc już ubrana na schodach prowadzących z dormitorium do pokoju wspólnego. Luna Lovegood krząta się po pomieszczeniu ubrana w zieloną kamizelkę, sweter i sztruksy. W uszach ma swoje nieśmiertelne rzodkiewki, a na nosie jakieś dziwaczne okulary. Na stole porozkładała sieci na motyle, lornetkę i inne dziwne przedmioty.
- Idę szukać nargli. Dzisiaj jest idealny dzień. Na pewno szukają pożywienia na błoniach – odpowiada Luna swoim rozmarzonym głosem i podaje mi jedną z tych dziwnych siatek na motyle. – Pomożesz mi?
- Ja? – wybałuszam oczy. Jak jej powiedzieć, że nie ma czegoś takiego jak nargle?
- Razem będzie raźniej.

Ostatecznie zdecydowałam, że pójdę na błonie z Luną Lovegood szukać nargli. Czuję, że zmarnuję na to całą niedzielę, ale Lunie moje towarzystwo chyba sprawia radość, więc… No cóż. Niech będzie. Czasem myślę, że jestem zbyt miła…
- Ćśś! – szepcze Luna i ciągnie mnie za rękę. Obie siedzimy teraz w krzakach na skraju Zakazanego Lasu.
- Nic nie słyszę.
- Ćśś!
Obserwujemy bacznie kawałek trawnika. Źdźbła poruszają się, wyraźnie zdradzając położenie jakiegoś biednego stworzenia. Siatka na motyle przygotowana, Luna czeka na dogodny moment i zarzuca sieć.
- Mam! – krzyczy uradowana, unosząc siatkę, w której wije się i wierzga wystraszona, zdesperowana zielona jaszczurka.
- Luna…
- Co? – blondynka zerka na swoją zdobycz. Zrezygnowana wypuszcza biedne zwierzątko w trawę. – Na pewno tu są. Musimy tylko być cicho. One są bardzo płochliwe.
Powstrzymuję chichot. I znowu chowamy się w krzaki. Październikowe słońce ogrzewa całe błonia, a Hogwart w jego świetle wygląda bajecznie.  Powoli z zamku wysypują się spragnieni odpoczynku na świeżym powietrzu uczniowie. Pewnie jest już około dziesiątej, co oznacza, że zmarnowałam już dwie godziny życia.  
- O nie… Oni je przepłoszą – szepcze mi do ucha Luna. Kręcę przecząco głową i dalej czekamy. Uczniów jest coraz więcej i robi się coraz głośniej.
- To nie ma sensu. Może spróbujemy kiedy będzie padać?
- Nargle nie lubią deszczu. Schowają się.
- Mmm…
- Co robicie dziewczyny? – obie podskakujemy wystraszone. Od strony Zakazanego Lasu zaszli nas bliźniacy Weasley. Szkolne mundurki zamienili na sztruksy.
- Szukamy nargli – odpowiadam teatralnym szeptem.
- Cicho! – Luna znowu szykuje się do ataku, ale to tylko jakiś ptak, szukający w trawie czegoś do zjedzenia. Fred i George chichoczą.
- Chcecie nam pomóc? – pytam patrząc na nich porozumiewawczo. Luna uśmiecha się, a George chyba się rumieni.
- Jasne – odpowiada Fred. – Prawda, braciszku? – porusza porozumiewawczo brwiami, za co George wymierza mu kuksańca, a na jego policzki wstępuje tak nasycony odcień szkarłatu, że jego włosy zaczynają przypominać wyblakłe lisie futro. Luna wciąż wpatruje się w kępkę trawy, w której znowu siedzi jakieś biedne, bezbronne zwierzątko. Zostawiamy George’a z Luną i udajemy się w głąb Zakazanego Lasu, a mnie przypomina się wczorajszy wieczór. I znowu robi mi się gorąco, choć dzień jest chłodny.
- Jakimi groźbami cię do tego zmusiła? – pyta Fred, łapiąc mnie za rękę.
Gorąco. I duszno. Jest lipiec, nie październik. Dlaczego wciąż każdy jego dotyk odbiera mi oddech?
- Właściwie, żadnymi. Znalazłam się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie i chyba jestem zbyt miła.
- Jesteś zbyt miła – Fred uśmiecha się łobuzersko.
- Dlaczego George się tak zarumienił? – pytam, a on zaczyna się śmiać.
- Chyba mu się podoba Pomyluna.
- Wow, naprawdę? – wytrzeszczam oczy.
- Tak mi się zdaje. Sama widziałaś.
Wow, George i Luna. Kto by pomyślał?
- Dokąd idziemy?
- W siną dal – odpowiada.
- Nie wiem, czy powinniśmy…
- Oczywiście, że nie powinniśmy.
Uśmiecham się. Boże, jak ja go uwielbiam. Za to, że jest takim lekkoduchem. Że niczym się nie przejmuje, o nic się nie martwi. Przy nim czuję się, jakbym żyła tylko jedną chwilą. Tą chwilą.
Fred zatrzymuje się pod jakimś wielkim, bardzo starym drzewem i wyciąga z kieszeni różdżkę. Przykłada jej koniec do pnia… Zauważam, że skrobie coś w korze.
- Co robisz?
- Uwieczniam coś.
Dopiero, kiedy chowa różdżkę do kieszeni mogę przeczytać koślawe litery: CC+FW. Nigdy nie pomyślałabym, że Fred Weasley ma duszę romantyka. Chociaż… Po tym, co stało się wczoraj chyba już nic mnie nie zdziwi. Wyciągam własną różdżkę i pod inicjałami dorysowuję znak nieskończoności. Cofam się o krok. Czuję, jak jego ręka oplata mnie w talii.
- Myślisz, że powinniśmy zrobić takie samo George’owi i Lunie? – pyta.
- Myślę, że trochę za wcześnie na takie deklaracje – wspinam się na palce i całuję go w policzek.


Drogi Charlie,
U mnie wszystko w porządku. Twoi bracia są ostatnio bardzo spokojni. Podejrzewam, że to dlatego, że zajęli się czymś ciekawszym, niż dowcipy.
Ciągle rozmyślam o mojej przyszłej pracy. Nie zniechęciłeś mnie ani trochę. Uczę się pilnie, ale obawiam się, że nowa profesorka od OPCM nie przygotuje mnie odpowiednio do owutemów. Przynajmniej nie praktycznie. O pozostałe przedmioty się nie martwię.
Zaintrygowałeś mnie smokiem karłowatym. W jaki sposób Twoja przyjaciółko go „niańczy”? Chyba nie karmi go z butelki? Wysiadywała jajo? A może znalazła go porzuconego przez mamę? Jak będziesz miał trochę czasu, to opisz mi wszystko ze szczegółami. Czy ja też będę się opiekowała smokiem? Nie mogę się doczekać!
Wracam do esejów na transmutację. Zdrowiej tam i wracaj do pracy!
Pozdrawiam Ciebie, Twoją Przyjaciółkę i wszystkie smoki.
Catherine


- „Zajęli się czymś ciekawszym niż dowcipy”? – Fred zagląda mi przez ramię.
- Dlaczego w liczbie mnogiej? – dodaje George. – Co ja mam z tym wspólnego?
- O czym ty mówisz, Georgie? Z czym nie masz nic wspólnego? – odgryzam się i zwijam pergamin. Fred uśmiecha się szeroko i całuje mnie.
- Właśnie z tym – odpowiada George i zaczyna kartkować „Standardową księgę zaklęć”.
- Ekhm – pani Pince rzuca nam pretensjonalne spojrzenie, które sprawia, że się rumienię i chowam za egzemplarzem „Poradnika transmutacji dla zaawansowanych”.
- Jak tam poszukiwania nargli, Georgie? – pytam po chwili ciszy.
- Świetnie – odpowiada George. – Siedzieliśmy w tej trawie do zmierzchu. Próbowałem wytłumaczyć Lunie, że nie ma czegoś takiego jak nargle…
- Zły pomysł, Gred – przerywa bratu Fred. – W ten sposób jej nie poderwiesz.
- Właśnie, powinieneś szukać z nią nargli, buchorożców, chrapaków krętorogich, czego tylko zapragnie i czekać cierpliwie aż się w tobie zakocha – dodaję. – Uwierz mi, wiem co mówię.
- Co wy sobie ubzduraliście? – George się czerwieni.
- CO TO MA BYĆ?! – przy naszym stoliku pojawia się wściekła Hermiona, trzymająca w dłoni jakąś kartkę. Kładzie, a właściwie rzuca ją na stół.
- Cisza! – krzyczy zniecierpliwiona pani Pince. Ja tymczasem zerkam na kartkę, która okazuje się ogłoszeniem bliźniaków, poszukujących królików doświadczalnych dla swoich wynalazków.
- Proszę wybaczyć, ale to sprawa wyższej konieczności. Jestem prefektem – tłumaczy się Hermiona. Twarz ma lekko zaróżowioną.
- Freddie, zawiodłam się na tobie – przenoszę się na sąsiedni fotel i krzyżuję ręce Na piersi. Hermiona uśmiecha się, kiedy widzi, że się z nią solidaryzuję.
- Profesor McGonagall chce was widzieć.
- Ale nikt się nie zgłosił! Poza tym… One są bezpieczne… - tłumaczą się chaotycznie bliźniacy. Kiedy wstają i zmierzają za Hermioną ku wyjściu, Fred zatrzymuje się za moim fotelem.
- Zdrajczyni – szepcze mi do ucha i przygryza jego płatek, wywołując u mnie falę gorąca. W drzwiach jeszcze się odwraca i posyła mi uśmiech. Odpowiadam tym samym.
Rozwijam pergamin z zamiarem przeczytania listu do Charliego jeszcze raz, kiedy zza ogromnego regału wyłaniają się Harry i Ron. Czy naprawdę wszyscy odkładają odrabianie lekcji na niedzielę wieczór?
- Wszystko widziałem i nie popieram tego – zaczyna Harry bez ogródek.
- Czego nie popierasz, braciszku?
- Tego, że się mizdrzysz z moim bratem – dodaje Ron.
- „Braciszku”? – Harry unosi brew.
- Mama pisała do mnie. Masz pozdrowienia od niej i od Łapy.
- Dlaczego ja nie dostałem żadnego listu?
Rozglądam się po otoczeniu. Pani Pince chyba się czymś w końcu zajęła. Grupka Ślizgonów siedzi cztery stoliki dalej, o czymś dyskutując, a jakaś pierwszoroczna Puchonka przegląda tomy o eliksirach.
- Moja mama nie może do ciebie pisać, to byłoby zbyt podejrzane. Łapa tym bardziej nie może. Z resztą… Nawet do mnie pisze szyfrem. Lepiej nie ryzykować, sam rozumiesz.
- Mmm… - kiwa głową.
- Jak tam szlaban u Umbridge? – zmieniam temat. Ron tymczasem zabiera mój list i czyta go, za co gromię go spojrzeniem.
- Rewelacja – odpowiada Potter ironicznie i pokazuje mi dłoń. Na jej wierzchu dostrzegam rany. Jakby ktoś wystrugał w jego skórze napis „Nie będę opowiadać kłamstw”.
- Ona ci to zrobiła? Tak wolno? – pytam oburzona. Od początku nie lubiłam profesor Umbridge, ale nigdy nie posądzałabym jej o takie metody…
- Dała mi jakieś dziwne pióro. Pisałem na papierze, ale to co pisałem, pojawiało się na mojej ręce. I tak przez godzinę…
- Okropne…
- Ty tak na serio z tymi smokami? – Ron zwija mój pergamin. Kiwam głową. – Jak nie jeden mój brat, to drugi. Zaraz Ginny się zacznie do ciebie dobierać. – Zabieram rudzielcowi list i wymierzam nim lekki cios w potylicę.
- Nikt się do nikogo nie dobiera. Charlie załatwił mi robotę i o niej opowiada. Masz z tym jakiś problem?
- A Fred?
- Nie twój interes.
Harry tłumi śmiech. Ze stosu książek, który ze sobą przyniósł zabiera jakąś bardzo starą księgę o magicznych roślinach, wyciąga pergamin i pióro i zabiera się za lekcje. Wkładam pergamin do koperty i zaklejam zanim jeszcze ktoś postanowi czytać moją prywatną korespondencję. Zbieram swoje rzeczy do torby.
- Idę to wysłać. Do zobaczenia, Harry – wstaję i zakładam torbę na ramię. – Miłej nauki, Ronald – dodaję ironicznie i wychodzę z biblioteki.

Wracając z sowiarni przechodzę obok klasy transumatacji i niemal wpadam na Freda, George’a i Hermionę. Bliźniacy są uśmiechnięci jak zwykle.
- Co? Nie dostaliście szlabanu? – pytam z udawanym zawodem w głosie.
- Nie tym razem – odpowiada George. Mamy być grzeczni i tyle.
- I tyle?! – oburza się Hermiona. – Nawet temu nie podołacie.
- Śmiem się zgadzać z panią prefekt.
- Zero wsparcia – komentuje Fred. W odpowiedzi wystawiam mu język.
- Chodź, Hermiono, pójdziemy odrobić lekcje – przemawia George ciągnąc Hermionę za rękę w odległy korytarz.
- Jakie znowu…? – jęczy Hermiona idąc niechętnie za Georgem.
- Chcesz mnie zabrać w jakieś dziwne miejsce, w którym nie powinniśmy przebywać? – pytam Freda, kiedy tamta dwójka się oddala.
- To całkiem niezły pomysł…
- … ale jest późno, w związku z czym odprowadzisz mnie do wieży a później pójdziesz grzecznie spać – przerywam mu.
- Oczywiście. Przecież to takie… No wiesz… W moim stylu.
Chichoczę cicho i kieruję swoje kroki w stronę wieży Ravenclawu.
- Cathy?
- Mmm?
- Myślałem trochę o tych twoich smokach i zastanawiam się czy to dobry pomysł – zerkam na niego. Wydaje się poważniejszy. W ogóle, poważny Fred to dość rzadki widok.
- A dlaczego o tym myślałeś?
- Bo… No wiesz… Wyjedziesz na bite kilka miesięcy i…
- I będziesz za mną tęsknić?
- Dokładnie – uśmiecha się. – No i te smoki… Nie chciałbym, żeby coś ci się stało.
Czuję się… Wzruszona? Zatrzymuję się kilka metrów od drzwi pokoju wspólnego. Nie sądziłam, że Fred mógłby tak poważnie myśleć o tym wszystkim. O nas. O tym, że wyjadę. To do niego niepodobne i nie wiem, co powinnam o tym myśleć.
- Będę z twoim bratem.
- Wiem, ale…
Nie pozwalam mu dokończyć, tylko wspinam się na palce i całuję go. On obejmuje mnie w pasie i trzyma w ramionach. Czuję, jak ciepło jego ciała sprawia, że moje mięśnie się rozluźniają; czuję się błogo i spokojnie i nic nie może tego zakłócić… No. Może z małym wyjątkiem…
- Yhm, yhm.
Odskakujemy od siebie jak oparzeni. Profesor Umbridge stoi pięć metrów od nas. Na sobie ma swój paskudny różowy sweter. Wpatruje się w nas swoim przenikliwym spojrzeniem. Wszystkie pozytywne emocje, krążące w moich żyłach jeszcze chwilę temu natychmiast parują i zostaje we mnie tylko poczucie zażenowania.
-  Gryffindor i Ravenclaw tracą po 50 punktów – przemawia Ropucha, swoim piskliwym głosem. – Takie zachowanie jest niedopuszczalne! I szlaban. Jutro o osiemnastej. Oboje. A teraz marsz do łóżek! – Wielki Inkwizytor wcale nie odchodzi, ale mimo to Fred całuje mnie w czoło i dopiero wtedy odchodzi. Umbridge również.  Do pokoju wspólnego wchodzę wściekła, wściekła, wściekła, wściekła.
Na kanapie przy kominku siedzą Anne i Christopher. Oboje czytają książki. Luna rozmawia z jakimś młodszym Krukonem, którego imienia nie pamiętam. Nie dostrzegam Jennifer i Charlotte. Pewnie są w dormitorium, do którego właśnie się wybieram. Gorący prysznic koi moje nerwy i przypominam sobie o czym mówił Fred, zanim przyszła Umbridge: martwi się o mnie. Myśli o nas na poważnie. Ale nie powiedział mi wprost, że mnie kocha. Ale napisał to na drzewie. Może to jakiś jego sposób na wyrażanie uczuć? Może… O Boże. Dostałam pierwszy szlaban w historii mojej nauki w Hogwarcie. Boże, Fred mnie kocha. Naprawdę mnie kocha.




Fred: Czy teraz już jesteśmy oficjalnie parą?
Catherine: No pewnie. Napisaliśmy to przecież na drzewie!
Autorka: Ładnie proszę, zamknijcie się, albo zacznijcie gadać z sensem.
George: To ja pogadam z sensem: zostaliśmy nominowani do LBA, pamiętasz o tym?
Autorka: Oczywiście, że pamiętam. Dziękuję bardzo, BlackBerry, ale najpierw muszę się zastanowić nad tym, kogo nominować… W ogóle, totalnie się tego nie spodziewałam. Dziękuję.
Catherine: Myślisz, że dostaniemy jakieś imię? Jak Brangelina?
Fred: Albo Sevika?
Autorka: Ja tego na pewno nie będę wymyślać.
Fred: Drodzy czytelnicy, ogłaszam konkurs!
George: A, i jeszcze jedno: w związku z brakiem weny mamy zerowy zapas rozdziałów. Ledwo zaczęty rozdział ósmy i na tym koniec, dlatego nie wiemy czy pojawi się w terminie i czy nie trzeba będzie zrobić sobie przerwy.
Autorka: Mam nadzieję, że nie. I pragnę dodać, że zdaję sobie sprawę z tego, że końcówka jest beznadziejna, pisałam ją przed chwilą. Proszę o wyrozumiałość.
George: I to chyba tyle. Kolejny rozdział planowo powinien pojawić się 23 stycznia, ale zobaczymy jak to będzie.
Fred: I pamiętajcie o konkursie na imię!

Autorka: Dziękujemy i do zobaczenia.

6 komentarzy:

  1. O raaany! <333 Cuuudo! :3 Fredrine? Hahah :D Jejku kocham, koocham! <3 Fred się martwi o Catherine *o* I to jak wyrył na drzewie ich inicjały! <3 Nie rozpisuję się bo zmykam spać ale wiedz że rozdział jest perfekcyjny i cudowny! :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne! <333
    Nie mogę doczekać się następnego!!!
    Zajrzysz? :)) http://i-am-a-princess-forever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo jejciu ❤❤ Oni są tacy uroczy czekam na kolejny rozdział 😊☺

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Trafiłam tu przez przypadek, ale nie żałuję! :D
    Wielki plus za George'a i Lunę, bardzo dawno coś o nich czytałam. Mam nadzieję, że będzie ich więcej! W ogóle zarumieniony George me gusta. :D
    Catherine i Freda od razu pokochałam, a ten pocałunek. ^^ Kiedy przeczytałam to "yhm, yhm" to się zaczęłam śmiać, bo serio sobie wyobraziłam Umbridge przeszkadzającą im w takiej chwili. :D
    Pozdrawiam ciepło!

    [zagubione-niebo.blogspot.com]
    [rose-stella-weasley.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Eveline Dee z Panda Graphics