piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział V: Wrogowie



Rano budzę się pierwsza. Pomarańczowe słońce dopiero wyłania się zza horyzontu. Ma teraz kolor jego włosów… Matko. Nie wierzę, że moja pierwsza myśl z samego rana to… Nie może być. Co się z tobą stało, Cathy-Catherine?
Wstaję z łóżka i przygotowuję się do lekcji.
Wielka Sala wypełniona jest gwarem rozmów. Siadam na swoim miejscu, mówiąc ciche „dzień dobry”. Jennifer wciąż się do mnie nie odzywa. Siada z daleka ode mnie. Jej miejsce zajmuje Christopher Warner.
- Cześć – mówi.
- Cześć – odpowiadam, przeglądając plan zajęć, który właśnie wręczył mi profesor Flitwick. Eliksiry z Gryfonami. Serce mi łomocze.
- W porządku, Cathy? – zdaję sobie sprawę, że musiałam się gapić na plan zajęć przez dłuższy czas, bo Christopher Warner patrzy na mnie z uniesioną brwią.
- Co? Tak, tak. Wszystko pięknie – uśmiecham się szeroko. Coś czuję, że to będzie dobry dzień. Warner parska śmiechem.
- Ja nie wiem, co się stało w te wakacje, ale wyszło ci to na zdrowie.
- Tak, wiem.

Po śniadaniu udajemy się z Christopherem do lochów na lekcję eliksirów. Zastanawiam się, jak mogłam chodzić z tym chłopakiem na zajęcia sześć lat i nie zauważyć jaki jest miły?
- Pokłóciłyście się z Jennifer? – pyta.
- Powiedzmy.
- Co się stało?
- Jenny ma problemy z akceptowaniem zmian.
- Hej, Cathy-Catherine! – przy moim boku materializuje się rudowłosa, roześmiana postać Freda Weasleya.
- Cześć, Fred, George – uśmiecham się promiennie do obojga,
- Podoba ci się plan zajęć? – pyta George.
- Bo my uważamy, że jest fenomenalny – dodaje Fred.
- Co z nim?
- Mamy razem eliksiry, opiekę nad magicznymi stworzeniami…
- … obronę przed czarną magią i zielarstwo.
Jak mogłam tego nie zauważyć? No tak. Byłam zbyt zajęta porównywaniem koloru włosów Freda do koloru wschodzącego słońca.
- Ja już chyba wiem, co się stało w wakacje – szepcze mi do ucha Warner, kiedy wchodzę do sali profesora Snape’a.

- … dodanie wywaru z czyrakobulwy powoduje wzmocnienie właściwości eliksiru, dlatego należy ostrożnie dobierać proporcje, w przeciwnym razie mogą was spotkać niemiłe konsekwencje…
- Jemu to by się przydała ta czyrakobulwa jako składnik szamponu.
- Jakiego szamponu? On nie zna takich wynalazków.
Tłumię śmiech udając atak kaszlu.
- Coś mówiłeś, Weasley? – profesor Snape patrzy na bliźniaków zmrużonymi wściekle oczami. – A pannę Coulter co tak rozbawiło, hm?
- Nic, panie profesorze.
- W takim razie wie panienka w jakich proporcjach należy mieszać wywar z czyrakobulwy z veritaserum? – Snape stoi tuż obok i wpatruje się we mnie swoimi paskudnymi, wrednymi oczami.
- Jedna łyżeczka na fiolkę?
- Jeśli chce pani się dowiedzieć prawdy od piętnastu smoków to tak. Ravenclaw traci 5 punktów.
On. Mnie. Doprowadza. Do. Szału. Czuję jak ciepła dłoń Freda łapie moją pod stołem. George puszcza mi perskie oko z szerokim uśmiechem. Mimowolnie się uśmiecham.
- Veritaserum jest tak silne, że nie potrzebuje żadnych wzmacniaczy. Jest jednym z nielicznych eliksirów, których nie miesza się z wywarem z czyrakobulwy. Weasley! Zapraszam na środek – bliźniacy podnoszą się jednocześnie i zmierzają w stronę biurka Snape’a. – Która to czyrakobulwa? – profesor trzyma w dłoniach dwie identyczne, jak na moje oko, bulwy i podaje je Weasleyom.
- Ta – jednocześnie wskazują bulwę z lewej strony.
- To jest tykwobulwa, matoły. Profesor Sprout wie, że nie wiecie jak wygląda tykwobulwa?! Gryffindor traci 10 punktów – chłopcy wracają na miejsca wciąż uśmiechnięci – Za każdego z was – dodaje Snape po namyśle. Angelina Johnson i Alicja Spinnet mają oburzone miny, a Lee Jordan mruga do mnie porozumiewawczo. Fred siada obok mnie i znowu dotyka moją dłoń pod stołem.

- To były dwie tykwobulwy! Wredny, stary nietoperz – skarży się Alicja, kiedy towarzyszę Gryfonom w drodze na obiad do Wielkiej Sali.
- Wyluzuj, Alicjo, nadrobimy to – mówi wesoło George.
- Wy na pewno – dodaje Angelina.
- No my. To znaczy my i wy. Jak zgarniemy puchar quidditcha – wyjaśnia Fred. Uśmiecham się pod nosem. Ich entuzjazm mi się udziela.
- To mi się podoba – Angelina uśmiecha się promiennie do wszystkich.
- Zmieciemy tych gamoni z mioteł! – entuzjazmuje się George.
- Spokojnie, Georgie, do meczu mamy jakiś miesiąc – uspokaja go Angelina.
- Przyjdziesz na mecz, Cathy? – zwraca się do mnie rudzielec.
- No jasne, że przyjdzie – odpowiada za mnie Fred, otwierając drzwi Wielkiej Sali. Wystawiam do niego język i odchodzę w stronę stołu Krukonów. Kiedy zajmuję swoje stałe miejsce, obok Christophera Warnera, bo Jennifer wciąż ze mną nie rozmawia, zauważam, że Fred i George ciągle na mnie patrzą i robią głupie miny. Ja oczywiście odpowiadam tym samym.
- Co ty robisz, Catherine? – pyta Christopher, zatrzymując rękę z łyżką w połowie drogi do ust.
- Co? Ja? Nic.
Zdaję sobie sprawę, że się szczerzę jak głupia do sera, ale w tej chwili nie potrafię zachowywać się poważnie. Kątem oka zauważam, jak Jennifer patrzy na mnie wściekle.
- W ogóle, co ci odbiło? Dlaczego się z nimi zadajesz? – pyta Warner.
- A dlaczego nie? – odpowiadam pytaniem na pytanie. Przecież mu nie opowiem o spotkaniu na Grimmauld Place…
- Jeszcze mi powiesz, że wierzysz Potterowi.
- A ty nie?
- Nie.
Mój dobry humor się ulatnia.
- Jak możesz?
- Przecież to absurd.
- Absurd?! Jesteś beznadziejny, Warner.
- Pomyśl logicznie, jak to w ogóle jest możliwe, żeby Sama-Wiesz-Kto powrócił?
- Ale z ciebie płytki tępak.
- Od kiedy tak do mnie mówisz? Od kiedy tak do kogokolwiek mówisz?
- Nie interesuj się tym!
Zostawiam niedojedzony obiad i wychodzę z Wielkiej Sali. Nie chcę wracać do pokoju wspólnego. Krew wciąż wrze w moich żyłach. Wychodzę na błonia i siadam nad jeziorem pod rozłożystym drzewem. Staram się uspokoić oddech.
- Catherine? – wzdrygam się na dźwięk głosu Harry’ego. – Coś się stało? Widziałem jak wybiegałaś z Wielkiej Sali…
- W porządku. Trochę się zdenerwowałam.
- Czym? – Harry siada obok mnie.
- Nieważne.
Oczywiście nie mogę mu powiedzieć, że mój kumpel Krukon mu nie wierzy, bo to by nie było miłe z mojej strony.
- Jeśli nie chcesz to nie mów – podnosi z ziemi jakiś kamień i rzuca go w wodę. Po chwili z jeziora wynurza się różowa, wściekła macka olbrzymiej kałamarnicy.
- Radzisz sobie? – pytam. Chłopak patrzy na mnie zaskoczony i zdezorientowany.
- Jasne. Tylko Umbridge mi działa na nerwy. Zarobiłem u niej szlaban.
- Ja ci wierzę. Nawet gdybym nie spędziła całego lata z… Łapą i resztą to i tak bym ci wierzyła.
- Dzięki, Cathy, ale nigdy w to nie wątpiłem – ciska kolejnym kamieniem w wodę.
- A Umbridge się nie przejmuj. Ta różowa landryna sama prosi się, żeby jej przywalić. Gdyby nie była stara i mnie nie uczyła naprawdę bym jej przywaliła.
- Ty? Takie delikatne, ułożone dziewczę? – Harry mierzy mnie wzrokiem. Uśmiecham się.
- Och, zdziwiłbyś się – biorę kamień i rzucam nim w wodę.
Długą chwilę milczymy obserwując, jak oburzona kałamarnica próbuje mackami złapać tego, kto burzy jej spokój. Potem wracamy razem przez błonia do zamku.

Kiedy wchodzę do pokoju wspólnego wszyscy się uczą, albo rozmawiają. Siadam przy jedynym wolnym stoliku, naprzeciwko Luny Lovegood z czwartego roku i zabieram się za wypracowanie na transmutację. Kątem oka dostrzegam jak Christopher Warner rozmawia z Jennifer, co chwilę zerkając w moją stronę. Podły zdrajca.
- Pokłóciłyście się? – pyta swoim rozmarzonym głosem Luna, bez żadnych podchodów i ceregieli.
- Taaa – odpowiadam, nie patrząc na nią.
- Wiesz, jeśli ktoś przestaje być twoim przyjacielem to nigdy nim, tak naprawdę, nie był – podnoszę wzrok na Lunę. Uśmiecha się do mnie promiennie.
- Chyba masz rację.

Następnego dnia po śniadaniu wraz z Fredem, George’m, Angeliną, Alicją i Lee udajemy się na lekcję opieki nad magicznymi stworzeniami. Tę lekcję mamy ze Ślizgonami i Puchonami, bo na poziomie owutemów większość uczniów już nie uczy się przedmiotów, z którymi nie wiąże przyszłości. W tym roku bardzo mało osób zdaje owutemy z OPNMS.
- Witam wszystkich – mówi profesor Grubby-Plank. Właśnie, gdzie się podział Hagrid? – Tematem dzisiejszej lekcji są jednorożce. Proszę, dobierzcie się w pary chłopak-dziewczyna. To bardzo ważne. Mam nadzieję, że nauczono was, że jednorożce lepiej znoszą dotyk dziewcząt. Te są malutkie, więc i chłopcy nie powinni mieć z tym problemów. Tylko proszę, bądźcie ostrożni. Idziemy do lasu.
Zmierzam za profesor Grubby-Plank samotnie, podczas gdy wszyscy już się podobierali w pary.
- Hej, Coulter, znowu sama? Jakie to zaskakujące – słyszę przesycony nienawiścią głos Judith Lestrange. Uśmiecha się wrednie, a przy jej boku asystuje nieodłączny Ryan, jej brat. Zanim udaje mi się ją zbesztać i oberwać za to szlabanem, Fred łapie mnie za łokieć.
- Masz jakiś problem, Lestrange? – pyta jadowicie czarnowłosą Ślizgonkę. Nigdy go nie widziałam w takim stanie.
- No proszę, Weasley. Jakbym miała wybierać między samotnością a Weasleyem to chyba bym wolała samotność. Teraz cię rozumiem, Coulter.
- Nienawidzę tej podłej suki – mówię, kiedy docieramy na polanę, gdzie pasie się grupa młodych jednorożców.  – Siódmy rok się ze mnie nabiją, bo zazwyczaj pracowałam z Morganem Smithem, od którego wszyscy trzymają się z daleka.
Nabuzowana negatywnymi emocjami staję przed maleńkim jednorożcem, który prycha radośnie, gdy się zbliżamy.
- Wyluzuj, bo cię zaatakuje – uspokaja mnie Fred, podając mi kostkę cukru.
- Ludzie mnie nie widzą, Fred.
- Ja cię widzę.
Moje serce staje w ogniu. Fred patrzy na mnie z uśmiechem. Ale to nie jest jego zwykły uśmiech. Ten jest taki delikatny, subtelny. Robi mi się gorąco. Biorę kostkę cukru i na otwartej dłoni podaję ją jednorożcowi. Zwierzak bez większego oporu zabiera ją i prycha radośnie, więc głaszczę go po srebrnej grzywie.
- Jest naprawdę milutki. Spróbuj.
Fred wyciąga z worka kolejną kostkę i podaje ją radosnemu źrebięciu. Tym razem zwierzak trochę się waha, ale w końcu bierze smakołyk od Freda.


Droga, Cathy
U nas wszystko w porządku. Dom zrobił się pusty i cichy. Ja i Łapa bardzo tęsknimy. Mamy nadzieję, że Ty i Twój Brat jesteście grzeczni i nie sprawiacie kłopotów, zwłaszcza profesor Umbridge. Pilnujcie się!
Gdybyś miała jakiś problem, pisz śmiało. Zośka dawno nie wysyłała listów, na pewno się ucieszy. I ja się ucieszę, jeśli napiszesz. Wiesz o czym, prawda? Profesor Dumbledore na pewno użyczy ci kominka, gdybyś chciała pogadać ze mną, lub z dziadkami. Do nich też powinnaś napisać. Jestem przekonana, że bardzo tęsknią.
Bądź grzeczna!
Kocham Cię,
Mama


„Twój Brat”? „Pilnujcie się”?
Zastanawiam się, czy mama chce mi w ten sposób oznajmić, że Harry zostanie moim bratem, czy po prostu nie chciała używać jego imienia. Chowam pergamin do szuflady. Z kufra wyciągam dwa arkusze czystego pergaminu, pióro i kałamarz.


Kochani,
Dawno się nie widzieliśmy i okropnie za Wami tęsknię. Całe lato tęskniłam. Nie mówcie mamie, ale to były jedne z gorszych wakacji mojego życia (uplasowały się tuż za wakacjami na Grenlandii). Chociaż w sumie, to zależy jak na to spojrzeć….
Nieważne. Uczę się i staram się być grzeczna. Napiszecie, co tam u Was.
Mam nadzieję, że Ty, Dziadku, nie zepsułeś ostatnio żadnego samochodu i, że pomagasz Babci. Mam też nadzieję, że niedługo Was odwiedzę.
Ucałujcie wszystkie psiaki.
Kocham Was,
Catherine



Mamo,
Mój Brat i ja radzimy są świetnie. Z tego co się zorientowałam on już zarobił jakiś szlaban. Ja jeszcze nie, mam nadzieję, że jesteś ze mnie dumna. Sama nie wiem, co właściwie mam Ci opisać. Ten rok szkolny przypomina wszystkie poprzednie. Pokłóciłam się z Jenny, staram się unikać Lestrange’ów, uczę się, odrabiam lekcje i takie tam. I spędzam trochę czasu z Fredem i George’m. Ale jesteśmy grzeczni, przysięgam. Jeszcze nikomu nic się nie stało. Bombonierki Lesera są pochowane w kufrach. Słowo harcerza.
Kiedy Charlie was odwiedzi, przekaż mu, proszę, że nie opuszczam ONMS i zamierzam zdawać z niej owutemy. I wciąż myślę o wyjeździe do Rumunii.
O którym Ci nie mówiłam.
No to już wiesz. Mam zamiar tresować smoki z Charliem w Rumunii. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, bo ja się już przyzwyczaiłam do tej myśli.
Pozdrów Łapę i Wszystkich!
Kocham Cię i tęsknię
Catherine




Fred: Zgodnie z obietnicą.
Catherine: Jest Snape.
George <wzdryga się>
Fred: Spokojnie, Forge.
Catherine: Poznaliście też nasze niekanonowe czarne charaktery.
Fred: Judith i Ryan Lestrange. Nie, nie są to dzieci Bellatrix. Są to dzieci brata męża Bellatrix. Jeśli wiecie o co mi chodzi…
Catherine: I nie są bliźniakami, co może wam się wydawać…
Fred: Judith jest starsza od Ryana o niecały rok, dlatego chodzą do jednej klasy.
Catherine: Tysiąc punktów dla tego, kto zgadnie dlaczego mają takie imiona.
Fred: Możecie ich też znaleźć w zakładce „Bohaterowie” ale niczego ciekawego się stamtąd nie dowiecie.
Autorka: Widzę że odwalacie za mnie robotę? Znowu.
Fred: Ty się tu w ogóle nie pokazuj.
George: Właśnie. My tu mamy pretensje o brak komentarzy a ty co? Odebrałaś tym biednym niezalogowanym prawo głosu!
Fred: No! Co z ciebie za Autorka?!
Autorka: Święte słowa. Idę spać.
George: Wracaj tu! Żartowaliśmy! Możesz nawet włączyć jazgot, jeśli chcesz…
Autorka <opatula się pięcioma kocami>
Fred: Forge, spróbuj ogarnąć ten mugolski wynalazek…
George: I co teraz? Może Alohomora?
Fred: Dajesz.
Catherine: Daj, ja to zrobię. Wy się lepiej zastanówcie kto napisze następny rozdział…
Fred: Z tym może być problem.
George: Pomyślimy. Tymczasem zapraszamy ponownie 26 grudnia. Może do tej pory naszej kochanej Autorce wróci wena.

Fred: Pozdrawiamy. Do następnego.

6 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :D Spodobały mi się listy ♥ Życzę dużo weny i pomysłów. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo <3
    A tak w ogóle, to Cassie stwierdziła, że skomentuje rozdział, chociaż powinna wcześniej. Znalazłam ten blog chyba przedwczoraj, ale postanowiłam powstrzymać się z komentarzem do następnego. Już nie przynudzam. Do zobaczenia pod kolejnym rozdziałem!
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobre rozwinięcie. Brakuje mi jednak nieco szerszej reakcji otoczenia na fakt, że "zwykła uczennica" którą znali ot tak bez skrępowania koleguje się z Bliźniakami i ze znanym wszystkim Potterem, choć nikomu nie wiadomo aby wcześniej się znali. Bohaterka jest tak bardzo skupiona na relacjonowaniu siebie, że ma się wrażenie jakby w jej świecie istniały tylko rzeczy znajdujące się kilka metrów dalej, a reszta chowała się za mgłą gdy tylko się oddali. Znów więc jest ta dysproporcja - świetne dialogi i strasznie mało tekstu pomiędzy kwestiami, żadnych opisów bo wszystko dookola jest za tą mgłą, więc w narracji jest tylko ona o osoby które podeszły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wreszcie jakaś konkretna opinia! ;)
      Powiem tak: wiele osób twierdzi inaczej, ale narracja pierwszoosobowa jest trudniejsza od trzecioosobowej. Naprawdę. W tej drugiej można powiedzieć czytelnikowi wszystko albo nic, natomiast tutaj muszę się liczyć z tym, co Catherine ma prawo wiedzieć, a czego nie. Muszę się nią stać. Trudno, żeby po sześciu latach nauki w Hogwarcie nagle zauważyła, że Wielka Sala jest wielka, albo jakiś kolega z jej roku mlaska przy jedzeniu, a któraś lokatorka chrapie (dlatego tak ważne było dla mnie, by na początku myliła Freda i George'a, co jest chyba naturalne). Ona po prostu nie zwraca na to uwagi (nawiasem mówiąc, jest zbyt zajęta Fredem). Ona Hogwart dobrze zna, wy też go dobrze znacie, więc nie widzę potrzeby, by go opisywać ze szczegółami. Mogę zdradzić, że gdy tylko skończy szkołę i zmienimy lokalizację, pojawi się dużo opisów nowych miejsc, nowych ludzi... Zmienię też narratora i pojawi się opis domu Catherine. Chwilowo musicie jakoś przeboleć ten ostatni rok nauki.
      Dodam też, że ja nie zamierzam tu tworzyć dzieła sztuki, tylko tekst, który będzie się wam miło czytało, dlatego stawiam na akcję, dialogi, uczucia i naturalność bardziej, niż na kilometrowe, barwne opisy, który spodobałyby się jedynie polonistce z gimnazjum (która jest zagorzałą fanką Prusa).
      Mam nadzieję, że mimo wszystko rozdział Ci się spodobał.
      Bardzo dziękuję za opinię (myślący czytelnik jest teraz na wagę złota!), pozdrawiam i zapraszam ponownie! ;)

      PS. A tak! Potter.... Nikt jej jeszcze z Potterem nie widział (jeśli chodzi o ten epizod z obrzucaniem kałamarnicy kamieniami to nikogo tam nie było) - to, że uważa, iż Harry ma rację, mówiąc o powrocie Voldemorta, nie oznacza, że się znają. (znają się, ale jak już wspomniałam nikt o tym nie wie)

      Usuń
  4. Jeśli wyszła z wielkiej sali po sprzeczce z kolegą a za jakiś czas dołączył do niej Potter, to musiał też wyjść, a sala jest jedną halą. No chyba że poszedł do niej gdy wszyscy skończyli kolację.

    W narracji pierwoszoosobowej szersze opisy nie są wykluczone, zwłaszcza opisy zachowań ludzi, dla mnie byłoby nawet bardzo ciekawe, gdyby powiedzmy podczas lekcji znudzona rozejrzała się po sali i zobaczyła co robią inni. Akcja dzieje się w tym samym czasie co powieści Rowling więc ciekawy byłby opis tych samych co w książce sytuacji ale oczami bohaterki która inaczej patrzy na ludzi. Jakiś taki "obrazek charakterystyczny" o kimś kto gdzieś tam siedzi i ma jakąś cechę która jej się przypomina (w rodzaju stwierdzenia że ów znany jej z widzenia ślizgon znów przysypia na wróżbiarstwie, podpierając opadającą głowę ręką i sprawiając z pewnego oddalenia wrażenie, jakby uważnie słuchał).

    A interesuje mnie to jak piszesz, bo 90% fanficów o nastoletniej miłości w Hogwardzie jest napisane znacznie gorzej i miło widzieć jak narasta taka perełka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam! Nie zauważyłam tego rozdziału wcześniej a tu już następny na mnie czeka! :c Jejku jakie to jest cudne! *O* Na sytuacja na eliksirach jak Fred złapał Catherine za rękę! <3 No piękne, no! :3 I jak fajnie czytać o niej kiedy odnalazła tą stroną szaloną stronę! :D No więc idę czytać kolejny rozdział i pozdrawiam cieeeplutko! ;*

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Eveline Dee z Panda Graphics