piątek, 28 listopada 2014

Rozdział IV: Harry Potter i taśma klejąca

I would wait a milion years
Promise you’ll remember that you’re mine


Dni mijają wolno, są gorące i męczące. Nie wychodzimy z domu, chociaż letnie słońce niemal błaga o chwilę uwagi. Siedzę w kuchni z kubkiem herbaty w towarzystwie Ginny, która coś opowiada, żywo przy tym gestykulując. Nie wiem o czym mówi, bo od egzaminu z transmutacji jakimś dziwnym sposobem przeszła na temat ciotki Muriel i jej kotów. Śmiech mamy dochodzi z salonu, gdzie siedzą razem z Arturem, Molly i Syriuszem. Czuję się lekko zdołowana, bo od pamiętnego wieczoru, kiedy to Fred Weasley wyznał, że mnie lubi, a potem postanowił nauczyć mnie grać w quidditcha, nie rozmawiałam ani z nim, ani z jego bliźniakiem.
- Hej, słuchasz mnie? – głos Ginny wyrywa mnie z zamyślenia.
- Tak, tak, jasne. Egzamin był źle oceniony, a koty ciotki Muriel lenią się cały rok… - Ginny wzdycha.
- Mówiłam o Harrym. Przyjeżdża jutro, zapomniałaś?
- Pamiętam, pamiętam.
Nie pamiętam. Zapomniałam, że za kilkanaście godzin poznam Harry’ego Pottera. Chłopca, który przeżył. Który posłał Voldemorta do diabła. I chyba wcale nie chcę go poznawać. W ogóle nie chcę tu być. Wciąż mam żal do matki, że nie zostawiła mnie w Bedford, czego jej przecież nie powiem. Może i jestem domatorką, ale nie mogę już dłużej siedzieć na tyłku i nic nie robić. Tęsknię za Lucy i resztą psiaków…
- Wiesz, to dość istotne, biorąc pod uwagę, że ty i on zostaniecie prawie rodzeństwem. Jeśli Syriusz weźmie Harry’ego od Dursleyów, a twoja mama wyjdzie za Syriusza…
O matko. Rzeczywiście. Patrzę na Ginny jakby właśnie wyrósł jej na czole kaktus. Wcześniej o tym nie myślałam. Właściwie, w ogóle nie myślę o tym, że moja mama poślubi Syriusza Blacka. Kładę głowę na stole.
- Moje życie to porażka.
Ginny wybucha śmiechem. Do kuchni w chodzi mama.
- Co się stało, dziewczyny? – pyta, siadając obok Ginny, naprzeciw mnie.
- Przeżywamy załamanie nerwowe – odpowiada jej Ginny.
- Catherine Elisabeth Coulter, dlaczego ty zawsze musisz wszystko tak przeżywać? Robisz swojej matce wstyd na każdym kroku.
- Kto to mówi? – podnoszę głowę i prycham. Ginny wciąż się śmieje, a mama patrzy na mnie z politowaniem.
- No, to co się stało?
- Harry Potter się stał – wyjaśnia Ginny – tak sobie gdybamy… bo jeśli pani wyjdzie za Syriusza, a Syriusz weźmie Harry’ego od mugoli, to Cathy i Harry będą tak jakby rodzeństwem…
Mama uśmiecha się szeroko. W jej niebieskich oczach dostrzegam iskierki.
- Coś w tym jest – mówi, tym swoim tajemniczym tonem. – Ginny, nie przejmuj się moją córką, ona zawsze reaguje zbyt emocjonalnie na pierdoły.
- Mamo! – piorunuję rodzicielkę spojrzeniem. Kładę głowę z powrotem na stole.
Co za beznadziejny świat.

- Szach i mat – mówi Ron, kiedy na jego polecenie zaczarowany skoczek przewraca mojego króla.
- Chyba żartujesz! Coś ty zrobił?
- No jak to co?
- Oszukujesz!
- Wcale nie – rudzielcowi najwyraźniej ogrywanie mnie w szachy czarodziejów sprawia wielką radość. Jeszcze go nauczę grać w mugolskie i nie będzie już tak wesoło. Syriusz chowa się za „Prorokiem Codziennym”, ale wiem, że się ze mnie śmieje.
- Ron, mógłbyś ją najpierw porządnie nauczyć grać, a później się popisywać umiejętnościami – przemawia Charlie z fotela przy kominku.
- Umiem grać. Rewanż – prycham oburzona, ustawiając niezadowolone z faktu, że robię to ręcznie zamiast wydawać polecenia, figury szachowe na pozycji startowej. Charlie przystawia krzesło i obserwuje kolejną partię, którą oczywiście przegrywam, bo nie słucham rad starszego Weasleya. Właściwie… Wszystko robię dokładnie odwrotnie.
- Poddaję się – mówię w końcu, opierając bezradnie głowę na dłoni. Ron się śmieje, a Charlie kręci głową z dezaprobatą.
- Było słuchać.
- Jak to się stało, że z ciebie taki dobry gracz? Grywasz ze smokami? – pyta ironicznie Ron.
- No pewnie. Smoki to bardzo inteligentne zwierzęta.
- Kto jest inteligentnym zwierzęciem?
- Ty, Ron? – do salonu wchodzą uśmiechnięci bliźniacy.
- Smoki – odpowiadam. – Ale Ron też, nie da się ukryć – uśmiecham się do najmłodszego rudzielca i wystawiam mu język.
- Smoki są lepsze – dobija brata Charlie.
- Też tak uważam – dodaję.
- Jane mówiła, że uwielbiasz zwierzęta – Charlie zmienia temat, kiedy bliźniacy siadają obok Syriusza na kanapie i rozpoczynają pogawędkę o nowych wynalazkach. Syriusz podsuwa im pomysły, które wykorzystywali za młodu w Hogwarcie. A Ron zbiera szachy i wychodzi z pokoju.
- Tak, ale do tej pory tresowałam tylko psy. Smoki to zupełnie inna sprawa. Myślałam, że jak skończę Hogwart to zajmę się jakąś mugolską robotą… Ewentualnie psią hodowlą dziadków…
- Wiesz, mógłbym cię zabrać do Rumunii na coś w rodzaju stażu. Jak ci się spodoba to zostaniesz.
- Naprawdę?
- Tylko to dobrze przemyśl, smoki są bardzo niebezpiecznymi zwierzętami.
Pojadę do Rumunii tresować smoki. Pojadę do Rumunii tresować smoki. Pojadę do Rumunii tresować smoki. Pojadę do Rumunii tresować smoki. Pojadę do Rumunii tresować smoki. Pojadę do Rumunii tresować smoki. Pojadę do Rumunii tresować smoki. Pojadę do Rumunii tresować smoki. Pojadę do Rumunii tresować smoki. Pojadę do Rumunii tresować smoki. Pojadę do Rumunii tresować smoki.
Przy okazji zapominam o Harrym Potterze.
Chyba dziś nie zasnę.

Harry pojawił się w drzwiach Grimmauld Place 12 wczesnym rankiem, kiedy wszyscy jedliśmy śniadanie. Nawrzeszczał na Rona i Hermionę, że musiał siedzieć pół wakacji u Dursleyów i w ogóle nie zwrócił na mnie uwagi. Przynajmniej dopóki nie przewróciłam stojaka na parasole i nie obudziłam portretu pani Black. Wszystkie oczy skierowały się w moją stronę, co sprawiło, że moja twarz nabrała koloru dojrzałej śliwki, bąknęłam coś w stylu „Przepraszam” i uciekłam do pokoju Hardodzioba.
- Ale ze mnie idiotka, co nie? – hipogryf przekręca łebek i mruczy coś w odpowiedzi. Obserwuję, jak dziobem odziera martwego szczura ze skóry. Ktoś puka.
- Catherine? Syriusz powiedział, że cię tu znajdę.
Dostaję palpitacji serca. Drzwi się otwierają i do pomieszczenia wchodzi Harry Potter. Wita się z Hardodziobem i siada obok mnie. Milczę.
- Przepraszam za tę akcję na dole – mówi. – Zaczniemy jeszcze raz? – patrzę na niego. Uśmiecha się. – Jestem Harry.
- Jestem Catherine – odpowiadam nieśmiało.

Harry jest w szoku po tym, jak przy obiedzie dowiedział się, że Syriusz i mama są parą. Znajduję go siedzącego na balkonie. Patrzy w rozgwieżdżone niebo, ma na sobie szarą bluzę i spodnie od piżamy.
- Fajnie, prawda? – zaczynam, siadając obok niego. Niesamowite jak szybko poczuliśmy się dobrze w swoim towarzystwie. – Obserwujesz mugoli, a oni cię nie widzą. – Podaję mu kubek z gorącą czekoladą. Bez cynamonu. Biorąc pod uwagę dziwny przypadek mojej matki doszłam do wniosku, że cynamon może mieć jakiś negatywny wpływ na psychikę. Mam nadzieję, że to nie są jakieś nieodwracalne zmiany…
- Dziękuję – odpowiada. Milczy dłuższą chwilę, po czym znów zaczyna: - Podziwiam cię. Jak możesz być taka spokojna? Voldemort – wzdrygam się – wrócił, świat się sypie, twoja mama i Syriusz… Ja wariuję, a ty wyglądasz, jakbyś się tego spodziewała.
Uśmiecham się pod nosem. Och, Harry, gdybyś tylko wiedział, co się dzieje w mojej głowie…
- Wariujesz, bo tam byłeś. Wszystko się kręci wokół ciebie. Też bym zwariowała. Twoi rodzice… A teraz ci mugole… Przykro mi – zdania, które klecę są chaotyczne.
- Nie przejmuj się. Syriusz na pewno zabierze mnie od Dursleyów… Właściwie… Co się stało z twoim ojcem? Jeśli można spytać, oczywiście…. Znajome uczucie pustki wypełnia moje płuca, ale trwa tylko sekundę. Gdyby mama to usłyszała na pewno by się rozpłakała, więc oglądam się za siebie, by upewnić się, że nie ma jej w pobliżu. Przymykam drzwi balkonowe.
- Zabił go Rookwood. Po prostu wtargnął do domu z dwójką innych śmierciożerców, torturowali go a potem zabili na oczach mamy. Był aurorem. Po wszystkim mama się kompletnie załamała.
- Przepraszam, nie powinienem pytać – Harry spuszcza wzrok na swój kubek.
- W porządku. Miałam trzy lata. Nawet go nie pamiętam. Tylko nie wspominaj o nim przy mamie. Chyba… Wciąż się nie pozbierała.
- To straszne.
- Miłość robi z ludźmi straszne rzeczy; jest najpiękniejszą katastrofą.
Te słowa same wypływają z moich ust. Czuję ukłucie gdzieś w sercu. Nie wiem dlaczego, pod powiekami majaczy mi roześmiana twarz Freda Weasleya.


Kilka dni przed końcem wakacji przyleciały sowy z Hogwartu z wykazem podręczników na nowy rok szkolny. Pani Molly wybrała się na ulicę Pokątną z naszymi listami i kupiła nam wszystkie potrzebne rzeczy.
1 września rano wszyscy biegali po całym domu i zbierali swoje rzeczy do kufrów. Tylko Hermiona pomyślała o spakowaniu się wieczorem.  
- Locomotor kufer!
- Ron! Znalazłam!
- Mamo? Widziałaś gdzieś moje buty? Te niebieskie?
- Pospieszcie się, bo nie zdążymy!
Za pomocą zaklęcia ściągam swój kufer i klatkę z Zosią na dół. Niezbyt umiejętnie, bo kufer spada z hukiem na podłogę w przedpokoju. Od razu odzywa się pani Black.
- Szlamy! Szumowiny!
- Och, zamknij się, kobieto! – krzyczę, kiedy moje zdenerwowanie, cały ranek gotujące się na kłótniach, krzykach i bieganinie, sięga zenitu. Wyciągam z kufra taśmę klejącą i naklejam kawałek na usta pani Black. Wkoło robi się cicho. Wszyscy zbierają szczęki z podłogi.
- No nie wierzę! – mówi pani Molly. – Próbowaliśmy chyba wszystkich możliwych zaklęć, by ją uciszyć.
Czuję, że się rumienię. Hermiona patrzy na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy, a jej mina mówi „dlaczego ja na to nie wpadłam?”. Harry i Ron wybuchają śmiechem. Atmosfera się rozluźnia. Fred uśmiecha się do mnie kącikiem ust.
- Magia jest taka bezużyteczna – wzruszam ramionami. Wszyscy na mnie patrzą, a ja nie mdleję i nie panikuję.

W Ekspresie Hogwart zajmuję miejsce w pustym przedziale. Jennifer pojawia się minutę później i siada naprzeciwko mnie.
- Jak wakacje? – pytam.
- Świetnie! Słuchaj, muszę ci wszystko opowiedzieć. Byliśmy z rodzicami w Turcji, poznałam tam takiego cudownego faceta, mugola, bo mugola, ale świetnie nam się razem rozmawiało…
Nie słucham jej. Patrzę w okno. Jenny taka jest. Zawsze dużo gada, nie lubi słuchać. Czasem mnie to wkurza. Chciałabym jej wszystko opowiedzieć, ale nawet, gdyby dała mi na to szansę, to i tak bym nie mogła. Tajemnica Zakonu. I Syriusz.
- Możemy się dosiąść? – drzwi przedziału otwierają się i do środka wchodzą Fred, George i jakiś ciemnoskóry Gryfon. Jennifer jest w szoku.
- Jasne – odpowiadam pewnie i z uśmiechem na ustach.
- Lee, przedstawiamy ci…
- … Catherine Coulter…
- …dla przyjaciół „Cathy-Catherine”.
- Miło poznać – ciemnoskóry chłopak wyciąga do mnie rękę – Lee Jordan.
- Catherine. Mnie również – ściskam dłoń Gryfona i ku własnemu zdziwieniu, jestem pewna siebie i nie mam ochoty zniknąć. Jenny chrząka znacząco.
- Yyy… to jest Jennifer. Jenny, poznaj Freda, George’a i Lee.
Ale Jennifer wyraźnie nie jest zadowolona. Humor jej się psuje. Chłopcy zajmują wolne miejsca w prawie pustym przedziale.
- Mamy coś dla was – Fred wyciąga z kieszeni zapakowane w brązowy papier ciastka z kremem i częstuje nas obie.
- Co to jest? – pytam podejrzliwie. Całe lato spędzone w towarzystwie bliźniaków nauczyło mnie, że nie wolno od nich niczego brać. Trzymam ciastko i oglądam je z każdej strony.
- Kanarkowa kremówka – odpowiada Fred z szerokim uśmiechem.
- Można to zjeść?
PSTRYK! Przenoszę wzrok z wesołej twarzy Freda na miejsce, w którym przed chwilą była Jenny, ale zamiast niej widzę ślicznego, złotego kanarka, popiskującego nerwowo. Pakuję swoje ciastko z powrotem w brązowy papier. Chłopcy zwijają się ze śmiechu. Chociaż bardzo się staram, sama nie mogę powstrzymać szerokiego uśmiechu.
- Lepiej ją odczarujcie – mówię. Kanarek wciąż nerwowo piszczy.
- Zaraz się sama odczaruje – odpowiada George między napadami śmiechu. Zaledwie kilka sekund później kanarek zmienia się w bardzo czerwoną i bardzo sfrustrowaną Jennifer, która ma w oczach miotacze ognia.
- Jenny… - zaczynam. Chcę jej powiedzieć, że Fred i George już tacy są, żeby się nie przejmowała…
- Pójdę zajrzeć do Anne i Charlotte – ucina i wychodzi z przedziału. Kieruję rozgniewane spojrzenie na Freda.
- Wiesz, Cathy-Catherine, poznaliśmy już naprawdę mnóstwo Krukonek…
- … i nawet poznaliśmy ciebie, ale tak sztywnej jak twoja koleżanka…
- …to jeszcze nie widzieliśmy.
- Taaa, coś w tym jest – odwracam twarz do okna. Fred przenosi się na miejsce naprzeciwko mnie, na którym przed chwilą siedziała Jenny. Jego ciemne oczy wpatrują się we mnie intensywnie.
- Przepraszamy, prawda chłopaki? – mówi. A ja się uśmiecham.
- Chyba nie mnie powinniście przeprosić.
- Masz rację…
- …ale damy jej chwilę…
- …żeby ochłonęła.
- Obiecajcie, że ją przeprosicie.
- Obiecujemy! – uśmiecham się pod nosem, gdy wszyscy troje odpowiadają mi chórem.
- To co? Partyjka eksplodującego durnia na zgodę? – proponuję Lee Jordan, a ja kiwam głową.

- Jenny! Jenny, stój! – krzyczę, biegnąc korytarzem Hogwartu, ale Jennifer zatrzymuje się dopiero przy drzwiach Wielkiej Sali. Ciągnę ją za rękę na bok.
- Przepraszam. Fred i George… Oni… To znaczy… Opowiedziałabym ci, gdybyś mnie zapytała o wakacje – moją wypowiedź przerywają głębokie oddechy, ale i tak można wyczuć w niej pretensje.
- Nie obchodzi mnie to.
To nie było miłe. Czuję ukłucie w miejscu, gdzie podobno znajduje się serce.
- Nie obchodzą cię moje wakacje? A czy w ogóle ja cię obchodzę?!
Milczy. Tylko patrzy na mnie tym swoim wzrokiem pełnym wyższości. Odwracam się i wchodzę do Wielkiej Sali, gdzie Ceremonia Przydziału trwa już w najlepsze, a profesor McGonagall czyta już nazwiska zaczynające się na „P”. Zajmuję miejsce przy stole Krukonów, obok Anne, które na kolanach trzyma jakąś książkę i zawzięcie ją studiuje. Charlotte siedzi trochę dalej i rozmawia z Christopherem Warnerem, chichocząc trochę zbyt słodko. Nie wiem dlaczego (właściwie, wiem dlaczego, ale nie przyznam się sama przed sobą), zerkam w stronę stołu Gryfonów. Widzę Ginny, Rona, Hermionę, Harry’ego… Kiedy napotykam wzrok Freda, puszcza do mnie perskie oko i uśmiecha się. Moje usta same wykrzywiają się w uśmiechu, ja tego nie chcę. To znaczy… Chcę. Po prostu, moje ciało jakoś dziwnie reaguje, kiedy on się uśmiecha. Robi mi się ciepło i ręce zaczynają mi się trząść. Przez całe życie nikt nie poświęcił mi tyle uwagi, ile Fred w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Boże, chaos. CHAOS. George macha do mnie energiczne, jakby czytał w moich myślach i próbował mi przypomnieć o swoim istnieniu. Tak jakbym mogła zapomnieć... Jego też obdarzam uśmiechem.

Po uczcie, oraz bardzo długim przemówieniu nowej nauczycielki obrony przed czarną magią wracam do dormitorium. Kiedy od drzwi do pokoju wspólnego dzieli mnie zaledwie jeden zakręt i jeden korytarz, ktoś łapie mnie za rękę i ciągnie za sobą.
- Fred? Co ty wyprawiasz? – pytam rudzielca. Standardowo na mojej twarzy gości uśmiech mimo, że jeszcze sekundę temu byłam zdołowana kłótnią z Jenny. W ciągu całej uczty nie zamieniłyśmy ani słowa.
- Tak sobie pomyślałem, żeby ci powiedzieć dobranoc… - wybucham śmiechem.
- Dobranoc, Fred.
- Dobranoc, Cathy.
Znowu. Uwielbiam, jak wymawia moje imię w ten sposób. Chmara motyli w moim brzuchu podrywa się do lotu. Tylko nie mdlej, proszę… Fred nigdzie nie poszedł. Prawdę powiedziawszy, nawet nie ruszył się z miejsca.
- Dobranoc, Fred – powtarzam z naciskiem.
- Dobranoc, Cathy – odpowiada.
Nie wiem, co robię. W moim mózgu padło zasilanie. Wspinam się na palce i całuję Freda w policzek.
- Dobranoc, Fred – czuję, jak piekielna czerwień wypala mi dziury na policzkach.
- Dobranoc, Cathy.
Ruszam w stronę drzwi do pokoju wspólnego, ciągle oglądając się przez ramię.



First kiss just like a drug
Under your influence
You take me over
You’re the magic in my veins
This must be love


Lana Del Rey – Blue Jeans
Charli XCX – Boom Clap
Lana Del Rey – Diet Mountain Dew

Fred: Serio? Serio?
Autorka: Cicho!
George: Ja się tego spodziewałem. Nie rozumiem twojego zaskoczenia, Forge.
Autorka: Cicho! Jeszcze jedno słowo i…!
Fred: Dobra, już jesteśmy grzeczni.
George: Tylko wyłącz już ten jazgot.
Autorka: Nie. Nie widzicie, że nie mam weny?
Catherine <wręcza Fredowi kartkę>: Ogłoszenia parafialne.
Fred <studiuje listę>: A mamy jakieś dzisiaj?
Catherine: Zmieniliśmy wygląd. Zapomniałeś?
Fred: No tak…
Autorka: Z tego, co się zdążyłam zorientować na małych urządzeniach nie wygląda najlepiej… Już trudno.
Fred: Ta urocza dziewczynka po lewej to Catherine.
Catherine <bije Freda gazetą>
Fred: Za co?! Powiedziałem „urocza”!
George <zanosząc się śmiechem>: Ja bym już więcej nie używał tego określenia.
Fred: Dobra, przepraszam. Dalej <zerka na listę> zmodyfikowaliśmy „Bohaterów”.
Catherine: „Zmodyfikowaliśmy” czyli pojawiły się obrazki.
Fred: Którymi się nie sugerujcie.
George: Po prostu komuś się nudziło.
Autorka: Powinnam skończyć to opowiadanie apokalipsą w której wszyscy umrzecie.
Fred: Dobra, piękne te obrazki. Doceniamy twoje starania.
Autorka: No ja myślę.
Catherine: Co tam jeszcze…?
Fred: Pytań nie macie, poza standardowym narzekaniem, że rozdziały są dodawane zbyt rzadko.
Autorka: Chyba to już mówiłam, ale powtórzę jeszcze raz: jeżeli będziemy mieć mnóstwo czytelników to będziemy dodawać  rozdziały częściej. Chwilowo nie ma takiej opcji ponieważ: a) mało komentujecie i b) nie ma weny a w zapasie raptem 2 rozdziały i to chaotyczne... 
Fred: 1000 galeonów i wieczna sława dla tego, kto znajdzie wenę Autorki. Wszystko?
Catherine: Wszystko.
Fred: No to żegnamy się. Kolejny rozdział 12 grudnia.
George <śpiewa>: Diet mountain dew, baby, New York city…
Fred, Catherine i Autorka <patrzą na George’a>
George: No co? Chwytliwy ten jazgot… <nuci>
Fred <śmiejąc się>: Myślę, że pora kończyć.

Catherine <ignoruje śpiew George’a>: Ja też. Do zobaczenia za dwa tygodnie!

9 komentarzy:

  1. Albo rozdział krótki... albo tak dobrze się go czyta! :D Stawiam bardziej na to drugie! ^^
    Uwielbiam bliźniaków w Twoi opowiadaniu! :D
    A przy ogłoszeniach, mam wrażenie, jakbyś na prawdę mówiła razem z bohaterami! :3

    Tak więc przesyłam pozdrowienia dla Ciebie, Cathy i Bliźniaków! <3
    Jenny nie pozdrawiam! ;/

    Buziaki
    Wierna fanka! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wpadłam tu przypadkiem i od razu się zakochałam! Sposób w jaki piszesz bardzo mi się podoba, wplatasz wszędzie elementy humorystyczne i to sprawia, że historia jest lekka i przyjemna. No i Fred! Nie mam pojęcia dlaczego, ale to właśnie on skradł moje serce podczas czytania serii, co nie ma sensu, bo jego brat jest identyczny O.o Ale to dobrze! Bo w twoim opowiadaniu Cathy-Catherine jest zauroczona Fredem #TeamFred Woohoo! Tak więc jak widzisz, wzbudzasz we mnie skrajne emocje, dlatego już od prologu jesteś w mych obserwowanych i jestem fanką twej twórczości! (Co jest rzadkie ostatnimi czasy albowiem niemalże nie czytam w internecie). Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy i życzę Ci powrotu tej niesamowitej weny!
    Ah! I uwielbiam formę w jakiej ogłaszasz informacje ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Spodobało mi się Twoje opowiadanie :D Jest takie inne, w pozytywnym znaczeniu. Uwielbiam bliźniaków, a szczególnie Freda - on taki kochany. Emocje Cathy kiedy patrzy na Freda - urocze. Będzie z nich w przyszłości ładna para. Jane i Syriusz ♥ Fajnie wymyśliłaś tym, że bliźniacy zrobili dla Cathy Bal Bożenarodzeniowy.
    Życzę dużo weny i wspaniałych pomysłów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może będziesz miała więcej komentarzy, jeżeli ustawisz w komentarzach, że anonimowi też mogą komentować.
      PS. Jakbyś mogła wyłącz weryfikację obrazkową.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Nawet nie wiedziałam, że niezalogowani nie mogą komentować. o_ó Widać, że ze mnie blogowy żółtodziób. >.< Dzięki. Już to załatwiłam. I wyłączyłam weryfikację.
      Jeszcze raz dzięki ;)

      Usuń
  4. Uff, wreszcie znalazłam chwilę żeby przeczytać rozdział! Studia, praca, praca, studia... no dramat! Ale, ale, nie przyszłam się tu żalić tylko Cię chwalić! :-) Powiem tak: jestem fanatyczną wielbicielką Dramione, także wciąż nie wierzę że w Twoje opowiadanie wkręciłam się bardziej niż w równolegle czytane FF. W sumie to teraz czytam tylko Ciebie :) uwielbiam bliźniaków, kocham reakcje Cathy, we wszystkim co robi jest taka prawdziwa, realna, naturalna, autentyczna... no po prostu coś pięknego! I jeszcze mój Syriusz... <3 Troszkę brakuje mi Severusa, byłabym bardzo wdzięczna za choć krotki epizod... :))
    Już nie mogę doczekać się reszty, a jeszcze tyyyyle czasu :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie jestem kanonowym purystą, ale mam dziwne wrażenie że czar zamieniający człowieka na kilka sekund w kanarka, łamie jakieś zasady czarodziejów i bliźniacy powinni wspomnieć, że reszta nie powinna mówić o tych ciastkach, bo będą mieli kolejną burę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kanarkowe kremówki pojawiają się w kanonie. O ile dobrze pamiętam, Neville taką zjadł.

      Usuń
    2. No to widocznie ja zapomniałem.

      Usuń

Szablon wykonany przez Eveline Dee z Panda Graphics