niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział X: Nielegalne korepetycje




And we swore on the night
we'd be friends til we die




Następnego dnia rano odkrywam, że w nocy spadł pierwszy śnieg. Nie ma to jak obudzić się w poniedziałek, ujrzeć cały świat pokryty białą pierzyną i nie móc się w spokoju wyspać. I jakby tego było mało, zaczynać tydzień od eliksirów...
Chcąc, nie chcąc, wlokę się na śniadanie do Wielkiej Sali i postanawiam pogadać z Fredem i George'm. Nie rozmawiałam z nimi od meczu.
Łapię bliźniaków przed salą Snape'a.
- Cześć – uśmiecham się do obojga.
- Cześć, Cathy – wita się ze mną George.
- Cześć, słonko – Fred przytula mnie i trzyma w objęciach przez dobrą chwilę.
- W porządku?
- Pewnie.
- Prawie dowaliliśmy Malfoyowi, jeśli o to pytasz.
- Zostaliśmy zdyskwalifikowani.
- Wszystko świetnie.
Czuję się jak skończona idiotka. Jak mogłam po czymś takim zadać tak idiotyczne pytanie?
- Przepraszam... - wydobywa się z moich ust i pochylam głowę zażenowana własną głupotą.
- Idę zapytać Angeliny czy ma moje wypracowanie – przemawia George wymownym tonem i znika za drzwiami sali, w której za jakieś dwie minuty rozpocznie się lekcja eliksirów.
- Hej, naprawdę wszystko okej. George jest jeszcze trochę wściekły. Widziałaś go w akcji – Fred dotyka mojego ramienia i uśmiecha się do mnie, więc i ja się uśmiecham, a on całuje mnie w policzek. - Byłbym zapomniał.
Rozgląda się i wyciąga z kieszeni kawałek pergaminu.
- To od Hermy – mówi szeptem. Rozwijam liścik i czytam sekretną wiadomość, napisaną starannym pismem Hermiony.
Dziś o ósmej, siódme piętro, naprzeciw gobelinu z Barnabaszem Bzikiem. H” Wreszcie coś wymyślili. Zwijam papierek i chowam go bezpiecznie w kieszeni.
- Nie powinieneś mi tego dawać tutaj – jeszcze raz rozglądam się nerwowo, ale nikt na nas nie patrzy.
- Komu ty to mówisz? - uśmiecha się w t e n sposób.
- Chodźmy, już bo się spóźnimy – kręcę głową z dezaprobatą.
Wchodzimy razem do klasy Snape'a, może sekundę przed tym, jak pojawia się w niej sam nietoperz obrzucając po kolei wszystkich obecnych Gryfońskich zawodników triumfalnym spojrzeniem. Na lekcji staram się przypomnieć sobie, co znajduje się naprzeciw gobelinu z Barnabaszem Bzikiem na siódmym piętrze, ale im więcej o tym myślę, tym bardziej jestem przekonana, że jest tam tylko pusta ściana.

Za pięć ósma porzucam Anne, Charlotte, Chrisa i zadania domowe na rzecz supertajnych, nielegalnych korepetycji z obrony przed czarną magią. Wspinam się na siódme piętro. Na przeciwko gobelinu nie ma jednak pustej ściany, lecz drzwi, których, słowo daję, nigdy nie widziałam, a uczę się tu siedem lat. Wchodzę do środka. Pokój jest duży i przestronny. Pod ścianami stoją regały z książkami takimi jak „Uroki dla zauroczonych” czy „Podręcznik magicznej samoobrony”. Nieźle. Jest tu też kilka kanap i całe mnóstwo poduszek. Witam się z Harry'm, Hermioną i Ronem ciepłym uśmiechem i krótkim „cześć”.
- Cieszę się, że przyszłaś – mówi Harry.
Fred i George też już są. Nie umyka mojej uwadze, że George wręcza Fredowi sykla na mój widok.
- Cathy-Catherine, trafiłaś tu.
- No wiesz, Georgie, dostałam dość jednoznaczną instrukcję.
- A szkoda.
- Hazardziści – kręcę głową z dezaprobatą i krzyżuję ręce na piersi.
- Ja w ciebie wierzyłem – wtrąca Fred, obejmując mnie.
- Nie podlizuj się. Jesteście obaj okropni – odpowiadam, na co George parska śmiechem.
Ustalamy parę organizacyjnych spraw. Od dziś nasza nielegalna organizacja nazywa się Gwardią Dumbledore'a, na co wszyscy reagują dosyć entuzjastycznie. Radość mija jednak, kiedy Harry każe nam ćwiczyć zaklęcia takie jak Expeliarmus, ale ja wiem, że Harry ma rację. Trzeba zacząć od podstaw, a poza tym właśnie to zaklęcie należy wypowiadać automatycznie. Wypowiedziane ułamek sekundy wcześniej sprawiłoby, że mój ojciec nadal by żył. Mama nigdy nie chciała mi opowiadać o tamtej nocy, ale ja musiałam się dowiedzieć wszystkiego, dlatego nie dawałam spokoju profesorowi Dumbledore'owi, dopóki nie opowiedział mi wszystkiego ze szczegółami. Był tam wtedy. Przyszedł trochę za późno, ale przyszedł. Ogarnia mnie melancholia. Przypominam sobie, że Voldemort wrócił a z nim ta przebrzydła banda śmierciożerców... Rozbrajam Lunę z piętnaście razy, zanim jej uda się to zrobić choć raz. Zaniepokojony takim obrotem spraw George proponuje nam zamianę.
- W porządku? - pyta Fred już drugi raz tego dnia, kiedy i jego rozbrajam.
- Jasne – odpowiadam. Oddaję mu różdżkę i znów wypowiadam zaklęcie ułamek sekundy przed nim. Harry przechodzi obok i uśmiecha się do mnie z uznaniem.
- Czy ty mi dajesz wygrać? - pytam Freda znowu oddając mu różdżkę.
- Pewnie. A czy ty ze mną flirtujesz? - łapie mnie za rękę i przyciąga do siebie.
- Głupi jesteś, Weasley – Kocham cię, głupku. Całuję go w policzek i kiedy udaje mi się wyswobodzić z jego uścisku, orientuję się, że nie mam różdżki. - Bardzo śmieszne. Powinieneś tak spróbować z Sam-Wiesz-Kim.
- No co ty, nie chciałbym żebyś była zazdrosna – rzuca mi różdżkę z szelmowskim uśmiechem i radosnymi ognikami w brązowych oczach, a ja staram się powstrzymać śmiech.
Późnym wieczorem, leżąc w łóżku myślę o tym, co działo się dziś w Pokoju Życzeń, bo tak nazywa się magiczne, znikające i pojawiające się pomieszczenie, w którym nasza Gwardia Dumbledore'a ćwiczy OPCM. Myślę, czy przypadkiem nie mijam się z powołaniem. Tata, gdziekolwiek jest, byłby dumny, gdybym tak jak on tropiła czarnoksiężników, ale chyba jestem zbyt miękka do tej roboty. Nie. To, że poradziłam sobie z Luną Lovegood czy Fredem, oczywiście nie ubliżając im, to nie znaczy, że poradziłabym sobie z Augustusem Rockwoodem, mordercą mojego taty, który na szczęście gnije teraz w Azkabanie. Nie. Nie myśl o tym. Po prostu o tym nie myśl, tylko śpij – powtarzam sobie, aż zasypiam.



Hogwart, 12 XII '95
Drogi Charlie,
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
Do zobaczenia za dwa tygodnie!
Catherine


Z dnia na dzień puchowa, biała warstwa pokrywająca absolutnie wszystko rosła i rosła, a śnieg wciąż padał, padał i padał. Na korytarzach pojawiły się już świąteczne lampki, a w Wielkiej Sali gigantyczna choinka przyozdobiona tysiącem kolorowych bombek, które Irytek wciąż zrzuca. Wczoraj odbyło się ostatnie przed Bożym Narodzeniem spotkanie GD, na którym ćwiczyliśmy zaklęcia ogłuszające. Jutro ostatni dzień lekcji przed świętami, mimo to mamy dziś górę zadań do zrobienia. Odkładam na chwilę esej z transmutacji i zaczynam pisać list do mamy. Nie odzywa się do mnie, więc chyba ja muszę to zrobić. Muszę się dowiedzieć gdzie spędzimy tegoroczne święta, choć domyślam się, że na Grimmauld Place 12. Mimo wszystko chciałabym pojechać do Bedford chociaż na jeden dzień. Ciekawe czy Fred i George chcieliby ze mną pojechać? Chciałabym, żeby poznali moją babcię i dziadka. Zastanawiam się, czy nasze psy mnie w ogóle poznają. Kocham Hogwart i jego specyficzną atmosferę, ale marzę o bardzo długim spacerze po lesie ze zgrają berneńczyków. Postanawiam napisać też krótki list do babci i dziadka, który dołączam do koperty dla mamy. Nie mogę przecież wysłać do nich sowy, a w Hogsmeade nie ma mugolskiej poczty. Mama na pewno ma lepszy dostęp do skrzynki pocztowej, a jeśli nie to przecież może się do nich teleportować i przekazać im list osobiście. Pakuję dwie koperty, jedną w drugą.
- Idę do sowiarni – oznajmiam Anne i Chrisowi, którzy są tak zajęci zadaniami, że do tej pory nie zwracali na mnie uwagi.
- Jak spotkasz gdzieś Charlotte to powiedz jej, żeby tu przyszła, bo mamy problem ze starożytnymi runami – odpowiada Anne.
W drzwiach mijam Jenny, wciąż szeroko uśmiechniętą. Mam ochotę ją uderzyć. Ciekawe czy szczerzy się tak od meczu czy czasem przestaje? Paruje ze mnie świąteczny nastrój miłości, dobroci i radości ze zbliżającego się spotkania z rodziną. Krew zaczyna się we mnie gotować, jestem zła na Jenny nie tylko za jawną zdradę, ale i popsucie mi humoru. I kiedy wydaje mi się, że gorzej już nie będzie, w sowiarni spotykam Ryana Lestrange'a. Właśnie wypuszcza dużego, brązowego puchacza przez okno. On też ma na twarzy szelmowski uśmiech. Ale nie taki cudowny jak Fred, kiedy się ze mną droczy, tylko obrzydliwy, cyniczny uśmiech tryumfu. Boże, mam nadzieję, że Jenny mu nie opowiada niczego na mój temat. Zamierzam go kompletnie zignorować. Zosia sfruwa z belki pod sufitem. Przywiązuję grubą kopertę do jej nóżki, daję jej zasuszoną mysz, jej ulubiony przysmak.
- Znajdziesz mamę, prawda? - szepczę. Sowa pohukuje radośnie i wylatuje przez okno. Patrzę chwilę jak znika za horyzontem, odwracam się i wpadam na tego przebrzydłego człowieka, Ryana.
- Dokąd się wybierasz, Coulter?
- Nie twoja sprawa – próbuję go wyminąć, jednak on robi krok w bok i znów uniemożliwia mi przejście. Może do dormitorium, kretynie?
- Wiesz, że profesor Umbridge kontroluje listy? - wskazuje okno, za którym zniknęła Zosia. Co on wygaduje? Przecież moja sowa właśnie odleciała z listem i nikt go więcej w Hogwarcie nie zobaczy. O co mu chodzi?
- Nie mam nic do ukrycia.
- Doprawdy?
- Co to za przesłuchanie? Odwal się wreszcie ode mnie – sięgam po różdżkę schowaną w cholewce buta.
- Coś ty taka agresywna? Czy to wpływ zdrajców krwi zmienił śliczną, potulną Cathy w taką wredną, oschłą wiedźmę?
Czy on mnie właśnie skomplementował i obraził w jednym zdaniu? Dźgam go różdżką w pierś.
- Nie waż się obrażać Weasleyów w mojej obecności – mój głos jest tak ochrypły, że brzmię niemal złowrogo. Przynajmniej tak mi się wydaje. Ryan podnosi do góry obie ręce i cofa się o dwa kroki, ale uśmiech nie znika z jego twarzy, a w zielonych oczach wciąż czai się kpina.
- Najmocniej ich ode mnie przeproś.
Udaje mi się prześlizgnąć obok niego i uciec z sowiarni. Co za palant! O co mu w ogóle chodzi? Najpierw robi pranie mojej ex-przyjaciółce, później nazywa mnie „śliczną” a na koniec obraża mnie i moich przyjaciół. Nie jestem wcale głupia, w końcu z jakiegoś powodu mnie przydzielili do Ravenclaw, ale tego to ja nie rozumiem. Wkurzona i zdezorientowana trzaskam drzwiami wchodząc do pokoju wspólnego. Anne i Chris wciąż pracują nad starożytnymi runami, ale tym razem pomaga im Charlotte.
- Wszystko okej? - pyta Anne na mój widok.
- Tak, wszystko pięknie – odpowiadam znacznie oschlej, niż zamierzałam i zanim palnę jakąś głupotę uciekam po schodach do dormitorium. Kładę się na łóżku i próbuję na chwilę zasnąć, ale jestem na to zbyt zestresowana. Słyszę, jak ktoś wchodzi do pokoju. Kroki zbliżają się do mnie i cichną. Stoi nade mną.
- Wszystko okej? - pyta znowu Anne.
- Nie – odpowiadam. Siada po turecku na moim łóżku, więc i ja podnoszę się do pozycji siedzącej. Anne zaczyna bawić się moimi rozczochranymi włosami. Bierze szczotkę, rozczesuje je i rozpoczyna pracę nad jakimś misternym dziełem sztuki. Nie widzę dokładnie efektów jej pracy w lustrze przy drzwiach, do którego jestem ustawiona przodem, ale widzę jej twarz. Jasną, porcelanową cerę kontrastującą z ciemnymi, prawie czarnymi włosami i spojrzenie piwnych oczu skupione na pracy. Chcąc, nie chcąc opowiadam jej co się przed chwilą wydarzyło.
- Mnie to wcale nie dziwi. Podejrzewałam, że mu się podobasz. Powiedział ci to. W paskudny, ślizgoński sposób powiedział, że mu się podobasz.
- Nie żartuj.
- Nie żartuję. Przecież nigdy nie zrobił ci nic złego. To Judith cię nienawidzi.
- Oboje mnie nienawidzą. I po co miałby to robić teraz? Kiedy jestem taka szczęśliwa z Fredem.
- Bo mając chłopaka stałaś się dwa razy atrakcyjniejsza.
Anne dostrzega moją uniesioną brew w lustrze.
- Chris czasem gada takie rzeczy – wyjaśnia. Mama Chrisa jest mugolką i pracuje jako psycholog. - Wracając do tematu... Nie chcę szufladkować nikogo, ale wiesz jacy są Ślizgoni. Ryan na pewno spróbuje rozwalić twój związek z Fredem.
- Przecież on teraz kręci z Jenny, zapomniałaś?
- Nie zapomniałam. To wszystko jest takie schematyczne. Próbuje się do ciebie zbliżyć, nie widzisz tego?
- Jest jeszcze większym śmieciem niż myślałam – obracam w dłoniach gumkę do włosów, którą miałam na nadgarstku. Anne uśmiecha się pod nosem. Dostrzegam, że plecie mi jakiegoś warkocza. - To wszystko jest strasznie dziwne.
- Co? To że się komuś podobasz?
- Między innymi.
- To akurat wcale nie jest dziwne. Może tego nie zauważasz, ale jesteś piękna.
Patrzę w lustro. Szare oczy o bezbarwnym spojrzeniu. Brązowe włosy, ni to kręcone, ni to proste. Twarz tak przeciętna, jak to tylko możliwe i niemal brak biustu. Co we mnie jest pięknego?
Anne przerzuca mi gotowy warkocz przez ramię. Zrobiła mi najpiękniejszego kłosa, jakiego w życiu widziałam. Uśmiecham się do niej w lustrze.
- Widzisz? - nie widzę, ale kiwam głową. Anne wstaje. - Uśmiechaj się częściej. I więcej pewności siebie – dodaje i wychodzi z dormitorium.
Może ona ma rację? Nie z tym, że jestem piękna, bo gapię się na swoje odbicie i nadal tego nie widzę, ale z tą pewnością siebie. W końcu jestem szczęśliwa i nie pozwolę tego zepsuć Ryanowi Lestrange'owi. Wystarczy, że zrobił Jenny pranie mózgu, ze mną nie pójdzie tak łatwo. Mam chłopaka, którego kocham ponad wszystko, mam najwspanialszych przyjaciół, o jakich nawet nie marzyłam, a byli cały czas przy mnie. Nie pozwolę mu tego zniszczyć.
- Catherine? - do dormitorium wchodzi wyraźnie zaniepokojona Charlotte. - Ktoś czeka na ciebie na dole.
- Co? Kto czeka? Coś się stało?
- Chodź.
Schodzę za nią na dół. W pokoju wspólnym stoi George z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
- George? Czy coś stało? Coś z Fredem?
- Nie. Z ojcem. Harry miał ten sen i wąż... I ojciec jest w świętym Mungu.



Fred <w stroju Mikołaja>: Witajcie, ho, ho, ho!
George <również w stroju Mikołaja>: Ten rozdział wymagał tyle pracy, że potrzeba dwóch Mikołajów, żeby wam go dostarczyć.
Autorka: Wcale nie...
Fred: Jak to nie?
Autorka: No dobra, może.
George: No.
Autorka: I zazwyczaj nie urywam w tak zwanych „takich momentach” ale dziś to zrobiłam, mam nadzieję, że nie jesteście źli, bo następny rozdział będzie za niecałe dwa tygodnie. Zaplanowałam go na piątek, 18 grudnia, ale ponieważ mam straszny piątkowy plan lekcji (o czym nie pomyślałam robiąc rozpiskę rozdziałów) pojawi się on późnym wieczorem, ewentualnie w sobotę, ostatecznie w niedzielę.
Fred: Jeśli nie będzie rozdziału 20 grudnia o 23:59:59, możecie tu przyjść z widłami.
George: Popieram.
Autorka: Już nie przesadzajcie.
Fred: Ależ my wcale nie przesadzamy.
Autorka: Wcale i w ogóle. Kończmy to, George.

George: Tak jest, szefie. Kochani czytelnicy, życzymy wam dzisiaj góry prezentów i mamy nadzieję, że rozdział wam się podobał tym bardziej, że urodził się w bólach...
Autorka <przewraca oczami>
George: Zapraszamy ponownie w przedświąteczny weekend!



14 komentarzy:

  1. Cieszcie się narody, albowiem to jubileuszowy dziesiąty rozdział! Złożę Ci z tej okazji życzenia, żebyś nie traciła weny i w okresie świątecznym przypilnuję, żebyś się nie rozleniwiała. Czekamy cierpliwie na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej, następny rozdział, teraz będę spać spokojnieXD, mam nadzieję na jakąś walkę pomiędzy Ryanem a Fredem, choć wiem że Fred wygra, naprzód FredXD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę potwierdzić, nie mogę zaprzeczyć. Wszystko się okaże w kolejnych rozdziałach ;)

      Usuń
  3. Aaa nareszcie rozdział! <3 Tak tęskniłam! :c
    Kocham waas! <3
    Rozdział cudowny, ale nienawidzę Ryana i mam nadzieję, że nie zepsuje im związku? :c Chociaż z drugiej strony, gdyby Ryan stał się dzięki Catherine dobrym człowiekiem... to by takie piękne było *o*

    Pozdrawiam cieplutko i niecierpliwie czekam na 18 grudnia, ewentualnie 19, maksymalnie 20! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeej, cieszę się, że ktoś jednak za nami tęsknił :* Co do Ryana nie mogę nic powiedzieć, mogę jedynie zaprosić do czytania kolejnych rozdziałów :P
      Również pozdrawiam :*

      Usuń
  4. Hejo, kiedy będzie rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. W najbliższym czasie się pojawi, wraz z wyjaśnieniami. Przepraszam was wszystkich :)

      Usuń
    2. Oki, wiem że trochę niecierpliwa jestem, ale i tak będę codziennie zagładała i sprawdzała czy jest już następny rozdział:)

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Szczęśliwego Bożego Narodzenia, smacznego karpia (jeśli go lubisz) szczęścia w rodzinie i oczywiście weny:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne opowiadanie! Chłonęłam każde słowo (i to dosłownie! :) ), bardzo lekki masz styl pisania, a co podziwiam, bo sama niestety tego daru nie posiadam. Dodaję do obserwowanych i czekam na kolejne rozdziały :) pozdrawiam!
    www.misty-symphony.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział. ;)
    Dziś trafiłam na Twój blog i od dziś czekam na kolejne rozdziały!
    Opowiadanie jest fenomenalne!
    Podziwiam też, że piszesz w czasie teraźniejszym.

    Czekam na dalsze części.
    Wybacz, że z anonima, ale obecnie nie mogę się zalogować na konto google.
    Pozdrawiam.
    ~BlackHope

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Eveline Dee z Panda Graphics