Be careful what you do
cause I’m not bulletproof
18 sierpnia 1981
Jane
Zmywając
naczynia po kolacji słucham śmiechu Joachima i Cathy dochodzącego z salonu.
Cathy rośnie jak na drożdżach; skończyła już trzy latka. Lada chwila dostanie
list z Hogwartu… A ja wciąż się boję. Martwię się, bo trwa wojna, a Joachim
jest aurorem. Jeśli ktoś ma być wyeliminowany przez śmierciożerców to właśnie
on. I ja. Szlama. Mugolaczka. Z drugiej strony… Mój mąż jest świetnym aurorem. Zna się na rzeczy,
więc jego rodzina powinna być bezpieczna. Ale nie jest. Nikt nie jest
bezpieczny.
Nikt.
Sierpniowy
wieczór. Czytam „Wichrowe wzgórza” na kanapie w salonie. Cathy i Joachim bawią
się na dywanie. Joachim macha różdżką, tworząc świetlne smugi w różnych
kolorach, a Cathy próbuje je łapać drobnymi piąstkami. Uśmiecham się pod nosem.
Walenie
do drzwi. Śmiechy cichną. Intuicyjnie chwytam różdżkę. Joachim wstaje z
podłogi, podnosi Cathy i podaje mi ją.
-
Schowaj ją gdzieś – mówi i kieruje kroki ku drzwiom. Wpadam w panikę, kiedy
dostrzegam strach w jego niebieskich oczach. Biorę córkę na ręce i wbiegam po
schodach na górę. Staram się omijać skrzypiące stopnie, sama nie wiem po co.
Słyszę, jak drzwi otwierają się z hukiem. Zostają wywarzone z hukiem.
-
Mama? Co się stało? – pyta Cathy. Łamie mi się serce. Może za chwilkę wszyscy
zginiemy.
Otwieram
szafę i sadzam Cathy w środku.
-
Cokolwiek się stanie…
- CRUCIO! – ktoś krzyczy na dole. Wrzask
bólu Joachima rozdziera mi serce i duszę. Zaciskam oczy, by nie pokazywać
córeczce jak bardzo się boję.
- …
nie wolno ci stąd wychodzić. I bądź cicho. Ani słówka, proszę – szepczę i
szybkim ruchem zamykam szafę. Wychodzę z pokoju.
Najciszej
jak potrafię schodzę na dół. Mój mąż cały czas krzyczy i wije się po podłodze.
Jest ich trzech, ale muszę coś zrobić.
- Expelliarmus! – słyszę własny gardłowy
ryk. – Drętwota!
Trzeci
śmierciożerca celuje różdżką w Joachima. Waham się.
-
Jane, prawda? – cedzi przez zęby śmierciożerca – Żona?
Milczę.
- Rzuć
różdżkę to nikomu nic się nie stanie.
On
kłamie. Kłamie. Kłamie. Kłamie. Kłamie. Kłamie. Kłamie.
- Avada kedavra!
- Expelliarmus!
Nie
zdążyłam. Zielone światło błysnę sekundę przed tym, jak różdżka śmierciożercy
wylądowała w mojej dłoni.
Joachim
pada na ziemię.
Śmierciożerca
zanosi się histerycznym śmiechem.
Nic
nie widzę.
Nie
wierzę.
To się
nie stało.
To
nieprawda…
Rozbrojony
przeze mnie wcześniej śmierciożerca łapie mnie za ramiona i wykręca je do tyłu.
Nie mogę się ruszyć. Nie potrafię nic zrobić. Śmierciożerca wyrywa mi różdżkę
mordercy mojego męża i rzuca ją właścicielowi.
- Avada…
- Drętwota!
- Drętwota!
Drzwi
otwierają się z hukiem. Przez łzy widzę rozmazane postacie członków Zakonu
Feniksa. Ktoś chwyta mnie za ramiona i podnosi z podłogi. Nie wiem kiedy na nią
upadłam.
Joachim
leży pół metra ode mnie. Chwiejnym krokiem do niego podchodzę. Dotykam jego
twarzy. Jest jeszcze ciepła. Martwy wzrok utkwiony jest gdzieś w suficie.
W moim
sercu następuje erupcja wulkanu.
Warstwa
gorącej magmy rozlewa się w żyłach. Dociera do płuc i brakuje mi tlenu.
Zapominam jak się oddycha, jak ruszyć ręką…
Jestem
martwym szkieletem. Pochowana żywcem. Palona żywcem. Żywcem odzierana ze skóry.
Nie… Palenie żywcem nie boli tak bardzo.
Nevermind, I'll find
someone like you
10 lat później…
Catherine
Wchodzę
za mamą do budynku, który kiedyś był naszym domem. Mama za pomocą różdżki
pozbywa się kurzu i odnawia zniszczone meble. W końcu zdecydowała się sprzedać
ten dom.
Zauważam
na stoliku w salonie książkę o pożółkłych kartkach. „Wichrowe wzgórza” – głosi
tytuł.
- Co
to? – pytam. Mama patrzy na trzymaną przeze mnie książkę. W jej oczach
dostrzegam łzy. O nic nie pytam. Pewnie przypomniała jej tatę. Mama zawsze
płacze, kiedy przypomina jej się tata. Czasem długo nie śpi tylko cicho szlocha
i myśli, że tego nie słyszymy. Babcia i dziadek też nie wspominają o tacie.
Wiem tylko, że był świetnym aurorem i czarodziejem czystej krwi.
Wkładam
książkę do torby.
Kerli - Bulletproof
Adele - Someone like you
Wielki plus za zastosowanie takiego czasu - ja jedynie w przeszłym piszę, nie wiem czy podołałabym teraźniejszemu. Nawet pierwszy fragment chwycil mnie za serce, ale zdecydowanie brakowało mi trochę uczuć. :D (Zawsze kocham uczucia XD) ogólnie prolog zachęcający, świetny, ciekawy i niecierpliwie będę czekać rozdziały. :D
OdpowiedzUsuńDziewczyno, to jest genialne. Tyle emocji w takim krótkim tekście... jestem pod wrażeniem. Czytałam cały tekst w napięciu - czekałam aż coś się wydarzy. Wszystko potoczyło się tak szybko, że zaczęłam gwałtownie reagować. Bardzo fajnie napisane, szczególnych błędów nie dostrzegłam. Bardzo mi było szkoda Joachima, który w obronie swojej rodziny poświęcił całe życie. Jane miała wiele szczęścia, ale to co widziała z pewnością zostanie w jej umyśle. Biedna kobieta. Teraz musi się radzić sama z córką... Jestem ciekawa dalszej części. Także zapraszam do siebie.
OdpowiedzUsuńeverything-scares.blogspot.com
Z powodu stosowanego czasu, ilości emocji, czułam się tak, jakbym to ja była Jane. Jakbym to ja odczuwała wszystkie te uczucia, a nie tylko siedziała przed monitorem i je czytała.
OdpowiedzUsuńTO
JEST
REWELACYJNE!
Pierwszy raz, od kiedy czytam ff, poczułam, że to może być najlepsza opowieść, jaką kiedykolwiek czytałam. Joachim zachował się trochę jak James... Słodkie :)
http://we-are-oneness.blogspot.com/
Zaintrygowałaś mnie. Od razu urzekło mnie to, w jaki sposób budujesz zdania. Są krótkie, jak myśli narratorek i nadają dynamizmu. No i ja po prostu uwielbiam narratora pierwszoosobowego, bo to wyzwanie dla czytelnika i autora. Od razu nabrałam ochoty, aby tu jeszcze zaglądać, a muszę przyznać, że dawno nie czytałam czegoś, co nie jest lekturą na egzamin z literatury :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Astal z astalstory.blogspot.com
Pierwszy raz od dawien dawna wzruszył mnie sam prolog. Zaintrygował mnie tak mocno, że na pewno będę śledzić losy bohaterów. Rzadko się zdarza, by pierwszoosobowa narracja była, aż tak dobra. No cóż zyskałaś stałego czytelnika w mojej osobie.
OdpowiedzUsuń#RóżoweCiasteczka
OdpowiedzUsuńOjej ^-^ Nie sądziłam, że kiedykolwiek czytając sam prolog, opowiadanie mnie tak bardzo zaciekawi! Jest świetny, doskonale oddaje wszystkie emocje... Nie mam nic do zarzucenia xD
Zaintrygowało mnie użycie narracji pierwszoosobowej. Jest bardzo trudna i... Poradziłaś sobie z nią! :D Przynajmniej tym razem.
Czekam niecierpliwie na pierwszy rozdział ^-^
Pozdrawiam i życzę weny,
#Gin
Udało ci się stworzyć prolog wręcz idealny. Ani nie za długi, ani zbyt krótki, ciekawy i wciągający. Zachęca do dalszego śledzenia tekstu ;)
OdpowiedzUsuńDopracowałaś wszystko i nie ma ani jednego szczegółu, do którego mógłby się uczepić upierdliwy czytelnik :D
Pisanie w czasie teraźniejszym, dodatkowo w narracji pamiętnikarskiej, do zbyt prostych nie należy, o czym zdążyłam się już osobiście przekonać xD. Mam nadzieję, że tobie wyjdzie to lepiej, niż mnie. Jak na razie podołałaś temu trudnemu zadaniu i mam nadzieję, że w kolejnych fragmentach zachowasz ten wysoki poziom ;)
Nie mam już chyba nic do powiedzenia. Mogę jedynie życzyć mnóstwa weny i czekać na następny rozdział ;D
Pozdrawiam! :)
Jeeejku świetne! :D Na prawdę, super się czytało! Nie mogę się doczekać pierwszego rozdziału! <3 No i czekam na bliźniaków! ;>
OdpowiedzUsuńDopiero znalazłam Twojego bloga, ale muszę przyznać zaciekawił mnie. Fakt, zalatuje troszeczkę Jamesem i Lily, ale nie oceniam tylko lecę czytać dalej. Narracja - mistrzostwo. Cóż więcej. Pozdrawiam, życzę weny i zapraszam do siebie :) www.acciosevmione.blogspot.com
OdpowiedzUsuńWow. Powiem ci szczerze, że to chyba najlepszy prolog jaki czytałam. To takie smutne, kiedy traci się bliską osobę. A jeszcze gorzej, kiedy widzi się, jak ta osoba umiera. Nie przedłużając lecę czytać rozdział pierwszy :)
OdpowiedzUsuńWielkie brawa dla autorki, że nie stworzyła kolejnego gniota lotów niskich. Styl bardzo dobry, wielkie brawa również za zastosowanie czasu teraźniejszego, który nie jednak trudniejszy do opanowania.
OdpowiedzUsuńJednak wydaje mi się, że jest to zbyt podobne do tego, co stało się Harry'emu. Ale może się mylę, zobaczymy. C;